Homilia do wdów, wdowców, osób z problemami onkologicznymi i ich rodzin Płock, bazylika katedralna,10 marca 2016 r.

Obejmijcie swój krzyż i zjednoczcie się duchowo z krzyżem Jezusa

Czcigodny i Drogi Księże Profesorze Ireneuszu! Czcigodni Księża! Drogie Wdowy i Wdowcy! Kochani Chorzy! Drodzy Bracia i Siostry!

1. Jestem bardzo wdzięczny Opatrzności za to, że dzisiaj, w ten czwartkowy poranek, dane jest mi być z Wami. Dziękuję ks. prof. Ireneuszowi za zaproszenie na tę Eucharystię, która rozpoczyna Wasze doroczne rekolekcje. Rozmawialiśmy o nich, umawialiśmy się na nie z ks. profesorem, kilkanaście dni temu, w jakże wymowny dzień 22 lutego, w 85 rocznicę objawienia Jezusa Miłosiernego św. Siostrze Faustynie. Ufam, i o to będę się prosił Boga, że wyjdziecie umocnieni tą nasza wspólną modlitwą. Chciałbym także powiedzieć, że to spotkanie z Wami jest dla mnie osobiście bardzo ważne. Ale chciałbym żebyście także wiedzieli, że ja jestem tu, by zaczerpnąć także od Was, byście i wy mnie umocnili swoją wiarą i siłą ducha.

2. Kochani! Skierujmy naszą uwagę na słowa psalmu resposoryjnego, który przed chwilą śpiewaliśmy, „Pamiętaj o nas i przyjdź nam z pomocą (Ps106). Są one jakby syntezą, trafnie opisują, to doświadczenie, jakim jest słabość ludzkiego ciała. Pamiętaj o nas i przyjdź nam z pomocą. Każdy z nas, szczególnie człowiek dotknięty krzyżem cierpienia, rozważając je osobiście może powiedzieć za psalmistą: Pamiętaj o mnie i przyjdź mi z pomocą.

Zostałem poproszony, by powiedzieć kilka słów o roli rodziny naturalnej, w perspektywie cierpienia chorego. I te właśnie słowa zainspirowały mnie do tej refleksji, kilku myśli od serca. Mając świadomość tego, o czym mam mówić i do kogo, robię to z wielką pokorą.

3. W momencie, w którym do domu wkracza ciężka choroba wszystko się zmienia i nic już nie będzie takie samo, jak kiedyś. Dotychczasowy świat rodzinny, wywraca się jakby do góry nogami. Można nawet powiedzieć, że ta ciężka choroba kogoś bliskiego, członka rodziny, dotyka wszystkich przestrzeni, obszarów, życia rodzinnego. Co więcej zmienia one je niemal w jednej chwili, powodując najpierw szok, niedowierzanie a później ogromny ból oraz cierpienie. Niezależnie o kogo z rodziny chodzi, cierpią wszyscy pozostali członkowie rodziny naturalnej: dzieci, rodzice, wnuki, babcie i dziadkowie. Każdy! Bez wyjątku! Chyba, że ktoś ma serce z kamienia… Po jakimiś czasie, po pierwszym zmierzeniu się z tym, niejako ekstremalnym wydarzeniem, najbliższa rodzina dochodzi do wniosku, że trzeba coś robić i że trzeba działać.

Zapewne różni autorzy specjalistycznych książek, psycholodzy i terapeuci podpowiadaliby różne możliwości i dawali odpowiedzi. Ja widzę dwie niejako równoległe ścieżki.

a)   Pierwsza to oddanie przez rodzinę wszystkiego co się wydarzyło i co się jeszcze wydarzy Dobremu Bogu. Zawierzenie Jemu bez reszty! Zdolność do akceptacji cierpienia kogoś bliskiego, czasami najbliższego, ma moc uzdrawiającą. Przyjęcie woli Bożej pozwala odnaleźć sens tego co się dzieje a w konsekwencji „jednoczy z Chrystusem, który cierpiał z nieskończoną miłością” (Spe salvi, 37). Dla mnie, osobiście, wielkim oparciem jest modlitwa Jezusa w Ogrójcu i postawa Najświętszej Maryi Panny, która idzie za cierpiącym Synem aż po najwyższą ofiarę na Golgocie. Nie traci Ona nigdy nadziei na zwycięstwo Boga nad złem, nad cierpieniem, nad śmiercią, i potrafi przyjąć w tym samym uścisku wiary i miłości Syna Bożego narodzonego w betlejemskiej grocie i zmarłego na krzyżu. Jej niezachwiana ufność w Bożą moc zostaje opromieniona przez zmartwychwstanie Chrystusa.

b)   To, co powinna robić w pierwszym rzędzie i przede wszystkim rodzina naturalna wobec chorego, swojego bliskiego, to obecność, bycie blisko niego fizycznie i duchowo. To jest ta druga ścieżka, która stanowi niezwykłe „lekarstwo” dla dotkniętego cierpieniem członka rodziny i balsam dla najbliższych. Owocem obecności, czuwania, jest ulga w cierpieniu dla wszystkich. Czy jest piękniejszy obraz Kościoła domowego niż zjednoczona przy chorym rodzina, modląca się wspólnie, także niejednokrotnie płacząca, wspierająca się i słowem i mocnym ramieniem?

4. Moi Drodzy! Od siedmiu tygodni ciężko choruje mój młodszy brat. W perspektywie medycznej nie ma już dla niego nadziei. W perspektywie wiary wszystko jest możliwe. I tymi dwoma ścieżkami o których tu mówię przechodzi cała moja rodzina: rodzice, kuzyni i wreszcie ja sam.

Obejmijcie swój krzyż i zjednoczcie się duchowo z krzyżem Jezusa. Na Golgocie cierpienia obok Jego krzyża postawcie swój. Wtedy objawi się zbawczy sens cierpienia i przyjdzie wewnętrzny pokój.