SPA kontra procesja

Pocztą elektroniczną można przesłać wszystko. Podobnie jak reszta społeczeństwa, otrzymuję w meilach także propozycje wypoczynku. Tym razem jedna z firm zaproponowała mi za jedyne 780 zł (cena za 5 dni) pobyt w SPA z wyżywieniem, aquaparkiem i fitnessem. Żyć nie umierać! Przeczytałam ofertę i sama się do siebie roześmiałam. Bo jaki był tytuł zaproszenia? „Boże Ciało 2015”.

Pocztą elektroniczną można przesłać wszystko. Podobnie jak reszta społeczeństwa, otrzymuję w meilach także propozycje wypoczynku. Tym razem jedna z firm zaproponowała mi za jedyne 780 zł (cena za 5 dni) pobyt w SPA z wyżywieniem, aquaparkiem i fitnessem. Żyć nie umierać! Przeczytałam ofertę i sama się do siebie roześmiałam. Bo jaki był tytuł zaproszenia? „Boże Ciało 2015”.

Boze Cialo

Oczywiście SPA chce dla mnie jak najlepiej: wypocznę, będę mieć masaże, mogę się opalić na „słonecznej łące”, potem popływać, a gdy już się zmęczę troską o własne ciało – pójść na koncert. Wiem, że są osoby, które uwielbiają w ten sposób wypoczywać. Nie krytykuję ich – ja wolę rolki, inni wolą masaż fizykoterapeutyczny, a jeszcze inni lubią i to, i to. 

Być może mój dość lekceważący stosunek do SPA wynika stąd, że nigdy specjalnie nie chciało mi się dbać o ciało, wszak to tylko doczesna powłoka, która w dodatku szybko ulega przemianom i – nie oszukujmy się – degradacji. SPA, to dla mnie taka sakralizacja ciała, postawienie przyjemności nad normalnym, zdrowym wysiłkiem, zalecanym codziennie około godziny i broń Boże wyczynowo.

Tymczasem sport, to nowy bóg. Maratony, półmaratony, Polska biegnie, Polska się ściga, Polska ledwie dyszy. Spiralę nakręca telewizja. Analitycy problemu już dość dawno orzekli, że troska o sprawność fizyczną zastępuje troskę o sprawy duchowe. Ludzie udają, że nie mają sfery, której nie można określić fizyczną. Tak jest im po prostu wygodniej. Prędzej czy później (w chorobie, starości, nieszczęściu) być może ją odkryją, ale póki są młodzi i sprawni niczym grecki Apollo, nie po drodze im do kościoła i do konfesjonału.

I tu krótka refleksja o tym, co kogo czyni szczęśliwym. Niedawno pewna mama dzieliła się ze mną uwagami na temat pytań katechizmowych dla dzieci przystępujących do pierwszej Komunii św. Z jednego z nich wynikało, że szczęście człowieka zależy od Boga.

Kobieta była zbulwersowana: „Moje szczęście zależy ode mnie, a nie od Boga”. Na pytanie, czy jej dziecko przystąpiło do Komunii św. dlatego, że rodzina jest wierząca, odpowiedziała twierdząco. Przypomniał mi się ten casus w momencie, gdy dostałam ofertę od SPA (coś jest na rzeczy, bo kobieta była wielbicielką tego miejsca;).

Boże Ciało czy boskie ciało? Z zaproszenia do SPA nie skorzystam. Boże Ciało to dzień, w którym od lat chodzę na procesję. Klimat dla ducha idealny: Najświętszy Sakrament, ołtarze, sypiące kwiatkami dzieci. Po prostu wspólnota. I w dodatku ludzie się nie wstydzą, że wierzą w Boga.