Jak doniósł portal Deon.pl (za portalem Crux), w stanie Connecticut w USA jedną z parafii będzie zarządzać kobieta - dr Eleanor W. Sauers. Nie napisano, czy ma rodzinę, jakieś doświadczenia w zarządzaniu czymkolwiek, jak wygląda jej życie religijne. Podobno jest dobrze wykształcona. Zadział się jednak niedobry precedens, znany z innych kościołów chrześcijańskich. Tam już wprawdzie mają nawet biskupki, ale też się zaczęło od subtelnego przekraczania granic. Póki co, ja będę uparcie modlić się o powołania kapłańskie.

Jak doniósł portal Deon.pl (za portalem Crux), w stanie Connecticut w USA jedną z parafii będzie zarządzać kobieta - dr Eleanor W. Sauers. Nie napisano, czy ma rodzinę, jakieś doświadczenia w zarządzaniu czymkolwiek, jak wygląda jej życie religijne. Podobno jest dobrze wykształcona. Zadział się jednak niedobry precedens, znany z innych kościołów chrześcijańskich. Tam już wprawdzie mają nawet biskupki, ale też się zaczęło od subtelnego przekraczania granic. Póki co, ja będę uparcie modlić się o powołania kapłańskie.  

Pomyślałam, że skoro parafią w Stanach ma od nowego roku zarządzać osoba świecka, to pewnie znaczy, że z powołaniami tam bardzo marnie. W Polsce idziemy niestety w tym kierunku, ale są pewne jaskółki nadziei, czego dowodem choćby kilkunastu kleryków na roku propedeutycznym w diecezji płockiej. 

Jednak biskup Frank Caggiano z diecezji Bridgeport w Connecticut jest pełen euforii: „Jesteśmy w bardzo szczególnym momencie historii naszej diecezji, a nawet naszego Kościoła”. Jego decyzja, to podobno owoc papieskiego apelu o większy udział świeckich w Kościele. Opowiadają mi o tym udziale znajomi z kontaktami w krajach Europy Zachodniej, gdzie duchowieństwa brakuje: świeccy jeszcze tylko sakramentów nie udzielają, poza tym zastąpili księdza skutecznie. Dobrze, że pracują dla parafii, ale niech tylko nie postanowią zamienić się miejscami z księżmi.       

Wydawało mi się, że jeśli ktoś powołuje kobietę na proboszcza, to znaczy, że: a) nie było księdza; b) nie było kompetentnego mężczyzny. Ale nie, księża w Stanach jeszcze bywają - proboszczka będzie „zarządzała grupą kapłanów, którzy będą odpowiedzialni za sakramentalną posługę”. Super! A więc jacyś kapłani w tej diecezji jednak pracują. Proboszczka będzie też miała takie same uprawnienia administracyjne, jakie posiada każdy proboszcz swojej parafii. 

Co przyświecało decyzji biskupa Franka? Postanowił nauczyć pokory miejscowych księży? Wprowadzić model protestancki? A może potrzebował newsa w parafii? Nie dowiem się, nie ma szans. Proboszczka „będzie obecna w parafii w chwilach jej smutku i radości. Jej wykształcenie, formacja i doświadczenie czyni ją profesjonalnie przygotowaną do pełnienia powierzonej roli” – przekonuje amerykański biskup. Ale jego entuzjazm zdecydowanie mi się nie udziela.

Niektórzy mogą sądzić, że piszę wbrew sobie – pracuję w Kościele od wielu lat, mam konkretną funkcję. Jednak będąc „nową feministką” według Jana Pawła II, nie ufam kobietom, które chcą wchodzić w kompetencje księży. Znając wiele inteligentnych kobiet, które z niejedną parafią pewnie by sobie poradziły, uważam, że najlepiej byłoby, gdyby proboszczami byli jednak księża. Zwłaszcza, jeśli wciąż są i wciąż pełnią posługę sakramentalną i duszpasterską. Także w Connecticut.

Było już kiedyś hasło „kobiety na traktory”. Obawiam się, żeby nowe nie brzmiało „kobiety na plebanie”. Gdy od dobrych kilku lat media z radością donoszą o kolejnym spadku dominicantes czy spadku powołań kapłańskich – ja się martwię. Bo kto za kilkadziesiąt lat odprawi dla mnie Mszę, kto mnie wyspowiada, kto mi udzieli wiatyku? No przecież nie świecka zarządczyni parafii.