Był pucybutem, został kardynałem

Duch Święty wieje, kędy chce, dlatego w tegoroczną Pięćdziesiątnicę efektem Jego pracy było ogłoszenie nowych kardynałów w Kościele. Z satysfakcją dowiedzieliśmy się o kolejnym Polaku w tym gronie – abp. Konradzie Krajewskim z Łodzi, ale najciekawsze CV w gronie przyszłych purpuratów ma jednak arcybiskup z Boliwii.

Duch Święty wieje, kędy chce, dlatego w tegoroczną Pięćdziesiątnicę efektem Jego pracy było ogłoszenie nowych kardynałów w Kościele. Z satysfakcją dowiedzieliśmy się o kolejnym Polaku w tym gronie – abp. Konradzie Krajewskim z Łodzi, ale najciekawsze CV w gronie przyszłych purpuratów ma jednak arcybiskup z Boliwii.

Media już od kilku dni publikują informacje o hierarchach, których Ojciec święty Franciszek zaprosił 29 czerwca 2018 roku na konsystorz do Watykanu. Przyszli kardynałowie reprezentują całe spektrum ludzkich losów. Z odwagi słynie 70-letni abp Louis Raphaël I Sako, patriarcha Babilonii dla Chaldejczyków, który nie bał się potępiać zbrodni Państwa Islamskiego (ISIS), jak również krytykować krajów i organizacji muzułmańskich, które nie pomagają cierpiącym chrześcijanom.

Natomiast 74-letni abp Pedro Ricardo Barreto Jimeno SJ, arcybiskup Huancayo w Peru  jest znanym bojownikiem o prawa ludności autochtonicznej. A 73-letni abp Joseph Coutts, arcybiskup Karaczi w Pakistanie w 2007 r. otrzymał od Katolickiego Uniwersytetu w Eichstätt-Ingolstadt w Niemczech Nagrodę Shalom za zaangażowanie w dialog międzyreligijny w Pakistanie.

Wydaje się jednak, że najciekawszym życiorysem może pochwalić się 81-letni biskup Toribio Ticona Porco z Boliwii: był pucybutem, sprzedawcą gazet, górnikiem i burmistrzem. Gdy już był księdzem, został aresztowany za obronę ubogich. KAI cytuje taką oto jego wypowiedź: „Jestem biskupem najbiedniejszych, synem górnika, rolnikiem, zwykłym [człowiekiem]. Ale takie są zamysły Boga i nie mogę ich odrzucić, muszę przyjąć”. Arcybiskupowi zależy także, aby jego nominacja przyczyniła się do „zjednoczenia w pracy dla ukochanej ziemi”.

Ta nominacja, to w pewien sposób ukłon w stronę tych wszystkich, którzy pracują rękami nie na klawiaturze komputera, ale pod niebem - w słońcu i w deszczu, na ulicach miast czy w pyle węglowym. Dla tych, którzy wykonują ciężką pracę fizyczną, czasami w ekstremalnie trudnych warunkach, co zawsze zasługuje na szacunek, a nigdy nie zasługuje na pogardę.

Nie mogę nie zacytować w tym miejscu mojego intelektualnego guru śp. ks. Janusza S. Pasierba: „Zbawiam świat i siebie gdy jestem inżynierem, poetą, robotnikiem, pielęgniarką, lekarzem, szoferem, proboszczem, studentem, gospodynią, tancerką, aktorem, urzędnikiem, zwłaszcza jeśli dzięki temu co robię, na świecie jest trochę jaśniej i lepiej, gdy świadomie działam na rzecz poprawy duchowej i materialnej człowieka i stosunków międzyludzkich, gdy zmniejszam na świecie współczynnik okrucieństwa przez życzliwość i braterstwo, przez dodawanie ludziom otuchy” (Czas otwarty).

Do teraz znane było powiedzenie „od pucybuta do milionera”. Od teraz popularne może stać się „od pucybuta do kardynała”. Tak to już jest, że Pan Bóg, tylko sobie wiadomymi drogami, prowadzi ludzi do urzędów w Kościele.

foto: deon.pl