Błogosławieni (Mt 5,1.12)

Autor czytanej dziś Ewangelii - Mateusz ukazuje Jezusa, na początku działalności publicznej,  otoczonego tłumem ludzi. Opisując ten tłum mówi, że są to: chorzy, kalecy, ludzie dotknięci wszelkiego rodzaju nieszczęściami (Mt 4,23). Jezus spogląda na nich z miłością (Mt 9,36).

Oczy Jezusa napełnia współczucie wobec wszystkich zdruzgotanych, chorych, kalek, ludzi bez pracy, bez nadziei na jutro, biednych, wszelkiego rodzaju „celników i grzeszników”, wszystkich stojących na progu rozpaczy. Gdy Jezus widzi ich wszystkich. co mówi?… co robi?

„Wszedł na górę ... gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył usta i nauczał ich”.

Obraz, jaki daje Mateusz, ma swoją uroczystą i wielką wymowę. Jezus, wzruszający się ludzką biedą, jest jednocześnie wg Ewangelii Mateusza „Panem chwały”, tak dostojnym, jak przedstawiają go ikony Wschodu. To wprowadzenie do „mowy na górze” stanowi wielką część promulgacji nowego prawa, to jest nowy Synaj, ten szczyt dymiący, z którego mówi Bóg. A Jezus jest nowym Mojżeszem, prawodawcą i wyzwolicielem wszystkich, którzy znajdują się w niewoli.

Słuchają Go dotknięci przez sytuację, po ludzku biorąc, nie do zniesienia, nieszczęśliwi, ponieważ czują się niespełnieni w swych najgłębszych aspiracjach i ci, którzy! nie potrafią Go zrozumieć, jak i ci, którzy mają szansę zrozumieć. Jezus mówi do nich wszystkich. Słuchają Mistrza, słuchają Jezusa, gdy mówi, że ich życie może ulec zmianie. Mówi zaś: Błogosławieni… Błogosławieni… Błogosławieni…

To jest pierwsze słowo, którym zaczyna każde zdanie swego kazania na górze.

Podmiotem pierwszej homilii Jezusa, jest szczęście, błogosławieństwo. Błogosławieństwa są zwiastowaniem szczęścia, „dobrą nowiną”, streszczeniem całej Ewangelii. Wy: biedni, pogardzani, zniechęceni, wy, którym brakuje odwagi do życia, możecie być szczęśliwi, bądźcie szczęśliwi, ponieważ prawdziwe szczęście nie polega przede wszystkim na bogactwie, sukcesie, przyjemności.

Szczęście, o którym mówi Jezus nie wyklucza przeciwności i cierpienia. To dostrzega się w całym kontekście nauczania. Słowa, które wypowiada odkrywają jedną i tą samą myśl: „Pójdźcie do Mnie wszyscy..” (Mt 11,28.30). Tak, Jezus jest tym, którego oczekiwano, tym, który był zapowiadany, tym, który miał przynieść Dobrą Nowinę o zbawieniu. Przepowiadanie „Dobrej Nowiny” Królestwa kreśli program życia chrześcijańskiego: jeśli chcesz być szczęśliwy – tak właśnie postępuj.

Jezus nie stawia żadnych warunków wstępnych, by spotkać się z ludźmi. Zawsze przyjmuje ich takimi, jakimi byli. Nigdy nie powiedział do nikogo z nich: „Najpierw uznaj swoje grzechy, a następnie odpokutuj za nie i wejdź na drogę odnowy swego życia, żyjąc według błogosławieństw, które głoszę. Zawsze był tym, który postawił pierwszy krok wobec ludzi, których spotkał, to On wyciąga rękę, On idzie do nich, by ucztować z nimi. Dlaczego tak postępuje?

Ponieważ Bóg pierwszy nas umiłował i to wtedy jeszcze gdy byliśmy jeszcze grzesznikami, a okazał swą miłość w Chrystusie, który za nas oddał życie. Jeśli Bóg oczekiwałby, abyśmy byli święci i bez zarzutu, aby nas ukochać, nigdy by się nie doczekał.

Świętość, to nie jest to, co myślimy. Świętość – to nieprzemijalność, trwanie bez końca.  Wszystko, co stworzone przemija. Trwa jedynie Bóg. Tylko On jest święty i tak właśnie wyznajemy: „tylko Tyś jest święty, tylko Tyś jest Panem, Tylko Tyś Najwyższy, Jezu Chryste, z Duchem Świętym, w chwale Boga Ojca”. Uczestniczymy w świętości Boga w miarę, jak pozwalamy się kochać i uczynić z nas mieszkanie dla Niego. W tym też znaczeniu możemy zacząć żyć błogosławieństwami, wypowiedzianymi przez Jezusa. W takim znaczeniu jest też niezliczona ilość świętych, których Bóg tuli do swego serca. To jest ich święto – święto Wszystkich Świętych.

Śmierć została zwyciężona przez Bożego Syna. W Chrystusie Panu jesteśmy więc nieśmiertelni (święci). Stworzeni przez Ojca, uczestniczymy w darze nieśmiertelności wysłużonej nam przez Jezusa. Wieczność jest darem; możemy na ten dar odpowiedzieć przyjmując go lub odrzucając. Wieczność jest zwróceniem się ku przyszłości życia w Bogu. Jezus otworzył ją swoją śmiercią i zmartwychwstaniem.  Stąd wiara w życie wieczne wymaga potraktowania ziemskiego życia na serio i trwania w tej postawie aż do końca.

Jezus nie stawiał żadnych warunków wstępnych, by spotkać się z ludźmi. Przyjmował ich takimi, jakimi byli. Nigdy nie powiedział do nikogo: „Najpierw uznaj swoje grzechy, a następnie odpokutuj za nie i wejdź na drogę odnowienia swego życia, żyjąc zgodnie z zasadami moralnymi twojej religii”. Nigdy ich nie pytał, czy żyją według błogosławieństw, które wypowiedział. Zawsze był tym, który postawił pierwszy krok wobec ludzi, których spotkał, to On wyciąga rękę, On idzie do nich, by ucztować z nimi. Dlaczego tak postępuje?

Ponieważ pierwszy nas umiłował i to wtedy, gdy byliśmy jeszcze grzesznikami, a okazał to w Chrystusie, który za nas oddał życie. Jeśli Bóg oczekiwałby, abyśmy byli święci i bez zarzutu, aby nas ukochać, nigdy by się nie doczekał.

Świętość – to nieprzemijalność, to trwanie bez końca – jak uczy Pismo święte.  Wszystko, co jest stworzone przemija. Trwa jedynie Bóg. Tylko On jest Święty jak uczy liturgia: „tylko Tyś jest święty, tylko Tyś jest Panem, Tylko Tyś Najwyższy, Jezu Chryste, z Duchem Świętym, w chwale Boga Ojca”. W świętości uczestniczymy w miarę, jak pozwalamy się kochać i czynić z nas mieszkanie dla Boga. W tym też znaczeniu możemy żyć „Błogosławieństwami”, wypowiedzianymi przez Jezusa. W takim znaczeniu jest też niezliczona ilość świętych. Bóg tuli do swego serca. To jest ich święto – święto Wszystkich Świętych.