Jarosław Antoni Borowski (rocznik 1958) po ponad 36 latach pracy jako kierowca kolejnych biskupów płockich, przechodzi na zasłużoną emeryturę. Od roku 1987 nieprzerwanie czuwał nad bezpiecznymi podróżami zawodowymi trzech biskupów płockich: Zygmunta Kamińskiego (1984-1999), Stanisława Wielgusa (1999-2006) i Piotra Libery (2007-2022). Czynił to z właściwą sobie dyskrecją, profesjonalizmem, ofiarnością i dyspozycyjnością, często kosztem czasu dla swojej rodziny.
Za poświęcenie i zaangażowanie Ojciec Święty Benedykt XVI w 2012 roku odznaczył Jarosława A. Borowskiego, a dla współpracowników po prostu „pana Jarka”, jednym z najwyższych odznaczeń dla osób świeckich w Kościele – Krzyżem „Pro Ecclesia et Pontifice”.
- Pana posługa to dziesiątki tysięcy kilometrów za kierownicą, tysiące posług biskupich w parafiach, ale też szereg innych posług i wydarzeń w różnych miejscach w Kościele w Polsce i poza nią. Przez te ponad trzy dekady pracy przy boku biskupów płockich, stał się pan ich swoistym św. Krzysztofem i Aniołem Stróżem – podkreślił bp Szymon Stułkowski w bazylice katedralnej płockiej.
Kierowca biskupów odbierany był jako człowiek życzliwy, pokorny, pogodny i dobrego serca, bardzo lubiany przez kapłanów i współpracowników. Służył Kościołowi płockiemu swoimi umiejętnościami z oddaniem i poświęceniem.
- Życzę panu z serca, aby wszystkie plany i marzenia odkładane na później spełniły się właśnie teraz. Życzę również dobrego zdrowia i o nie z ufnością i gorliwością się dla Pana modlę. Życzę pogody ducha, ciepła i spokoju. Niech Dobry Bóg wynagrodzi Panu ofiarną pracę na rzecz Kościoła płockiego – powiedział biskup ordynariusz.
Jarosław A. Borowski do pracy w Kościele płockim jako kierowca zgłosił się dzięki śp. s. Helenie Pszczółkowskiej (1925-2007), szarytce nazywanej „płocką matką Teresą”, którą poznał pracując w Zarządzie Wojewódzkim PCK w Płocku.
Pracę w diecezji rozpoczął 6 marca 1987 roku, jako kierowca bp. Zygmunta Kamińskiego. Najdalej pojechał ze swymi zwierzchnikami do Paryża, Wiednia, Pragi, Wilna i Grodna. Przejechał autem około 1,5 mln kilometrów. W Polsce jego ulubionym miejscem sakralnym jest katedra w Lublinie.
- W mojej pracy potrzebna była umiejętność sprawnej, płynnej jazdy, dobra orientacja w terenie i dobra pamięć. Ważna była też dyskrecja, zwłaszcza przed 1989 rokiem, gdy władza komunistyczna podsłuchiwała ludzi Kościoła. Cieszyłem się, że księża biskupi darzyli mnie zaufaniem. Miałem bliskie i dobre kontakty z hierarchią Kościoła, z księżmi, byłem dyspozycyjny, mówiono mi też, że jestem bardzo lubiany – przyznaje Jarosław A. Borowski.
Z perspektywy czasu uważa, że najtrudniej było łączyć obowiązki zawodowe i prywatne, gdy dwóch synów było jeszcze małych i częstokroć nagle dowiadywał się, że konieczny jest wyjazd. Żona Bożena musiała wtedy radzić sobie bez męża, co bywało trudne.
Pan Jarosław ma za sobą łącznie 47 lat pracy zawodowej. Na emeryturze będzie mógł poświęcić się swojej pasji - jest nią naprawa starych zegarów, w przeszłości zdobył bowiem kwalifikacje ślusarza precyzyjnego. Będzie mógł także więcej czasu spędzić z najbliższymi: żoną Bożeną, synami Sewerynem i Sebastianem z żonami oraz jedną wnuczką i dwoma wnukami.