1. Zgromadziliśmy się jak co rok w katedrze, jednej z pięciu katedr Rzeczpospolitej, zwanych „królewskimi”, na dziękczynieniu za niepodległość Najjaśniejszej Rzeczpospolitej. Najpierw za niepodległość, odzyskaną po 123 latach zaborów, dokonanych przez sąsiadów i zdrajców z pogwałceniem wszelkich praw Boskich i ludzkich. Niekiedy, pośród tamtej długiej nocy niewoli, naszym przodkom świtała jutrzenka swobody: w roku 1794, w czasach napoleońskich, w 1830, w 1863. Słyszymy czasem, choćby przy sposobności obchodzonej właśnie 150 rocznicy powstania styczniowego, że za dużo u nas związanej z tymi datami martyrologii, za dużo kultu krwi, za dużo celebrowania klęski. Czy jesteśmy jednak pewni, że świętowalibyśmy dzisiaj 95 rocznicę odzyskania niepodległości, gdyby nie tamte ofiary? I czy mieliby się do czego odwoływać ci, który podnosili z bitewnych, powstańczych pól zakrwawiony sztandar z białym orłem i przekazywali go dalej, kolejnym pokoleniom, aż po pokolenie Piłsudskiego, Dmowskiego, Hallera, Paderewskiego i Nowowiejskiego? Dlatego tak należy się im i potrzebna jest nam pamięć i wdzięczność.
W ilu naszych świątyniach zawisły w tych miesiącach pamięci o powstaniu styczniowym pamiątkowe tablice! Ile szkół przygotowało mądre akademie! Ile parafii we współpracy z władzami samorządowymi zorganizowało nabożeństwa i rekonstrukcje historyczne! Ilu takim obchodom ja sam – nieraz dzień po dniu - przewodniczyłem! Tylko tytułem przykładu wspomnę wspaniałą rekonstrukcję początku powstania tu, w Płocku. Ale także te głębokie spotkania, podczas których wydobywaliśmy z niepamięci bohaterów tamtych czasów z naszych małych ojczyzn: Aleksandra Wysockiego i ks. Macieja Zagłobę Smoleńskiego w Dulsku, 70 zakonników i księży więzionych w latach 1864-1875 w klasztorze w Oborach czy pisarkę Annę Nakwaską w Małej Wsi i Kępie Polskiej. Szczerze i serdecznie za to wszystko w dniu Święta Niepodległości dziękuję.
2. Ale zgromadziliśmy się przecież także na dziękczynieniu za tę niepodległość, która stała się naszym udziałem po 50 latach dobijania się o nią przez „żołnierzy wyklętych”, przez kolejne rządy Rzeczpospolitej Polskiej na uchodźctwie, przez ludzi „Solidarności”, przez kardynała Hlonda, biskupa Kaczmarka, a przede wszystkim dwóch największych mężów Kościoła w Polsce i nie tylko w Polsce – Kardynała Stefana Wyszyńskiego i Błogosławionego Jana Pawła II. A cóż powiedzieć o męczennikach: generale Fieldorfie Nilu, rotmistrzu Pileckim, Błogosławionym Księdzu Jerzym? Cóż powiedzieć?
3. My, wierzący, zanim zaczniemy mówić - słuchamy. Słuchamy słowa Bożego. Co mówi nam ono dzisiaj? Mówi do nas wszystkich, jako narodowej wspólnoty, a zwłaszcza do tych, na których spoczywa odpowiedzialność za życie społeczne: miłujcie sprawiedliwość! Nie bójcie się, nie wstydźcie, szukajcie Boga w prostocie serca! On bowiem daje się znaleźć, gdy nie wystawia się Go na próbę przez zobojętnienie na krzywdę, przez niesprawiedliwe sądy. Pamiętajmy także: mądrość, również mądrość rządzenia, nie wejdzie w duszę przewrotną, nie zamieszka w ciele zaprzedanym grzechowi. Święty Duch karności ujdzie przed obłudą, usunie się od niemądrych myśli (słyszeliśmy te słowa przed chwilą w pierwszym czytaniu). Przez taką właśnie mądrość ponad tysiąc lat temu los naszego narodu splótł się z chrześcijaństwem. Stało się ono jego cywilizacyjnym budulcem i duchową siłą. Warto o tym pamiętać, gdy ludzie sami słabi moralnie, niewierzący ani w Boga, ani w głębsze wartości, często nastawieni hedonistycznie, na nowo ośmieszają wiarę i niszczą zdrową, naturalną moralność. Gdy pod płaszczem nowoczesności chcą kraju bez tej jednoczącej siły chrześcijaństwa, bez oczyszczanych w konfesjonale sumień, bez podporządkowania ich Bożym przykazaniom.
Więcej jeszcze, uderza się w rzeczywistość, która obok Kościoła stanowi najmocniejszy budulec polskiej tożsamości: w pobłogosławioną przez Boga miłość mężczyzny i kobiety, w rodzinę, w godność rodzicielstwa, w prawa rodziców, choćby tego miliona, który nie mógł doprosić się o referendum w sprawie wieku dzieci idących do szkół. Bez trudu da się już zaobserwować upiorną skuteczność tych niemądrych, krótkowzrocznych działań - Polacy nie chcą być ojcami, Polki nie chcą rodzić polskich dzieci. Na emigracji – tak, ale tutaj nie – bo tak słaba jest wciąż polityka prorodzinna państwa, tak nie szanuje się praw rodziny i tak niejasno widzą rodzice przyszłość swoich dzieci. Czy ta grożąca nam samozagłada nie jest ciosem dla naszej ledwie co odzyskanej niepodległości? Czy mogliśmy się spodziewać, że odbudowa zdewastowanego państwa polskiego zderzy się z tyloma niemądrymi eksperymentami, zwłaszcza w tej dziedzinie?
4. Słowo Boże mówi nam dzisiaj także o tym, o co Apostołowie proszą swego Mistrza. Proszą: Przymnóż nam wiary. Tak, potrzeba nam większej wiary w siłę Ducha, większego poczucia godności, większej odwagi w kontynuowaniu tego, co szlachetne w naszej historii, i co możliwe w kształtowaniu polskiej wizji społeczeństwa, szkoły, gospodarki, mediów. Zawsze byliśmy w Europie, jesteśmy jej częścią – przypominał Jan Paweł II, gdy bez zastanowienia zaczęto głosić tezę o „powrocie Polski do Europy”. Więcej Błogosławiony Papież podkreślał, jak dużo dała Polska Europie w sferze kultury i idei, w sferze ducha, sumienia. I że mamy obowiązek wszczepiać w Europę tę zdrową tkankę ducha, bronić się przed jej moralnym zagubieniem, przed przekształceniem „wolności w dowolność”, przed „dyktaturą relatywizmu”.
Czy naprawdę chcemy wolności odbierania dzieci rodzicom, bo nie chcą się zgodzić na sprzeczne z ich sumieniem rozumienie rodziny i wychowania, więcej, na nauczanie niemoralności? Czy naprawdę chcemy takiej wolności, jaką zanosi się już do niektórych przedszkoli, także tu, w Płocku i w okolicach, - przedszkoli, które nęci się unijnymi pieniędzmi w zamian za niszczenie naturalnego, dziecięcego poczucia wstydu? Czy naprawdę chcemy takiej kultury, w której, wszystko staje się kabaretem – tanim, żerującym na najniższych instynktach? Czy naprawdę chcemy kultury, która wyraża się w obscenicznych zachowaniach w obliczu Ukrzyżowanego, przed średniowiecznym Krzyżem – najświętszym znakiem chrześcijaństwa? Jeśli mówisz, Bracie, urodzony i pracujący przecież tu, w Płocku, że chciałeś w ten sposób zaprotestować przeciwko ludziom – cytuję - modlącym się do wyrzeźbionego niby-boga, to odpowiedz: czy próbowałeś przynajmniej wejść – uczciwie i bez uprzedzeń – w świat ich modlitwy, adoracji, dziękczynienia? Czy próbowałeś włączyć się w Wielki Piątek, choćby tu, w płockiej katedrze, w długą procesję setek swoich ziomków, którzy z najczystszą, pokorną czcią, nawet wtedy, gdy nie mogą przystąpić do Komunii Świętej, całują stopy Zbawiciela w przekonaniu, że przez to, co widzialne, dotykają Niewidzialnego? Nie obrażamy się - Bracie. Nie obrażamy też Ciebie. Zapraszamy...
5. Słowo Boże mówi nam dzisiaj mocno także i to: niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia... Ale pamiętajcie, biada temu, przez którego zgorszenia przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych. Straszne i wymowne jest to „biada” naszego Pana i Zbawcy!
Tak - Bracia Kapłani - także dla nas! Przede wszystkim dla nas! Ale Jezusowi nie chodzi tu tylko o etyczne minimum – o niegorszenie, o nieniszczenie delikatnej tkanki sumień. On stawia przed wszystkimi odpowiedzialnymi za życie społeczne - rodzicami, nauczycielami, księżmi, ludźmi mediów, rządzącymi - wielkie zadanie wyposażania polskiej młodzieży w dziedzictwo, jakim jest urzeczywistnianie w sobie piękna i godności człowieka; jakim jest wymaganie od siebie; jakim jest szacunek dla każdego; jakim jest duma z narodowej wspólnoty.
Choćby tej wspólnoty, która w 1413 roku, a więc równo 600 lat temu, zawierała Unię Horodelską Polski z Litwą. Jeszcze raz pozwolę sobie przypomnieć w tej katedrze niezwykle głęboką preambułę do tej Unii, prawdopodobnie pióra księdza kanonika Pawła Włodkowica z podpłockiego Brudzenia, wybitnego polskiego prawnika:„Nie dozna łaski zbawienia, kogo nie wesprze miłość. Ona jedna nie działa marnie: promienna sama w sobie, gasi zawiści, uśmierza swary, użycza wszystkim pokoju, skupia, co się rozpierzchło, podźwiga, co upadło, wygładza nierówności, prostuje krzywe, wszystkim pomaga, nie obraża nikogo, a ktokolwiek się schroni pod jej skrzydła, ten znajdzie bezpieczeństwo i nie ulegnie niczyjej groźbie. Miłość tworzy prawa, włada państwami, urządza miasta, wiedzie stany Rzeczypospolitej ku najlepszemu końcowi...”.
Jak to dobrze – Umiłowani - że nawet sześć wieków później, mimo tylu dzielących nas spraw, wszyscy możemy podpisać się pod tymi słowami! Jak to dobrze, że wszyscy możemy i chcemy je w niepodległej Ojczyźnie potwierdzić. Niech się tak stanie. Amen.