Pasterka, katedra płocka, 25 grudnia 2021 r.

Czcigodni Bracia Kapłani i Klerycy! Drogie Siostry Zakonne! Kochani Bracia i Siostry, zebrani w płockiej Bazylice Katedralnej i słuchający nas za pośrednictwem Katolickiego Radia Diecezji Płockiej!

Jeszcze nie tak dawno dla ludzi cywilizacji zachodniej oczywistym było, że 25 grudnia obchodzi się rocznicę narodzin Chrystusa. W „Martyrologium Rzymskim” pod tą datą zapisano między innymi: „W roku pięć tysięcy sto dziewięćdziesiątym dziewiątym od stworzenia świata, gdy Bóg stworzył na początku niebo i ziemię; […] w roku dwa tysiące piętnastym po narodzeniu Abrahama; […] w czterdziestym drugim roku panowania Oktawiana Augusta, gdy na całym świecie pokój zapanował; zechciał Jezus Chrystus, Przedwieczny Bóg i Przedwieczny Ojca Syn, uświęcić świat przez swoje błogosławione przyjście”.

Tego dnia Pan narodził się według ciała, ale dziś dla niektórych nie jest to już, niestety, tak oczywiste. Ucieszyłem się, gdy przed naszą bazyliką katedralną postawiono w tym roku świetlną szopkę z postaciami Świętej Rodziny i zwierząt, tradycyjnie związanych z tym wydarzeniem: wołem i osłem. Dziś dla wielu nie jest to takie oczywiste, że liczymy czas od narodzin tego prawdziwego Światła, którym jest Jezus. Nie jest dziś oczywiste, że te święta to Boże Narodzenie, a nie Święta Zimowe albo święto jakiegoś światła. Nie jest dziś nawet oczywiste dla niektórych, że w ogóle istniał Jezus.

Kochani Bracia i Siostry w Chrystusie! Dlaczego tak wiele rzeczy stało się dla nas dzisiaj nieoczywistymi? Co stało się ze światem, także z chrześcijanami, że coraz trudniej nam wierzyć i budować codzienne życie na prawdziwej wierze? Patrzymy dziś na narodzone Dziecię, ale czy rzeczywiście umiemy w Nim dostrzec nową jakość, nową siłę duchową dla nas? Czy nie jest tak dlatego, że zamiast stawać się coraz bardziej dojrzałymi, rozważnymi, szukającymi odpowiedzi na dręczące nas pytania, zaczęliśmy banalizować i oddalać od siebie to, co trudne i wymagające? Gdzie straciliśmy roztropne działanie, poszukiwanie celu i sensu życia?

Kilka tygodni temu ukazała się książka, która jest próbą diagnozy trudnej sytuacji katolików w obecnej rzeczywistości. Ojciec Święty podarował ją nawet przedwczoraj wszystkim pracownikom Kurii Rzymskiej. To publikacja włoskiego kapłana Armando Matteo zatytułowana „Nawrócić Piotrusia Pana. Przeznaczenie wiary w społeczeństwie wiecznej młodości”. Jako motto ks. Matteo wybrał do niej fragment z innej książki pisarza Francesca Catalucciego [Katalucziego]. Zauważył on, że w naszych czasach, niemal jak świetliki, zaginęli dorośli, natomiast wokoło widać jedynie dzieci i starców. Zamiast dorosłych, mamy wokół nas dziecinnych kuglarzy, którzy traktują życie tylko jako zabawę. Autor stwierdza: „Jest już jasne, że wiek XX był wiekiem, krótkim lub długim, w którym w tragiczny sposób zwyciężyła niedojrzałość: to wiek Piotrusia Pana”.

Niedojrzałość ludzi naszych czasów to akceptowanie wspomnianego braku oczywistości. To zaprzeczanie rzeczywistości, życie w świecie mitów i marzeń, który jest daleki od prawdy o nas, o człowieku jako takim, o Bogu, który objawia się ludziom i chce z nimi wchodzić w relacje – dojrzałe, partnerskie, przyjacielskie. Piotruś Pan, zachwycony sobą i beztrosko żyjący w świecie iluzji, nigdy nie będzie umiał zbudować czegoś trwałego, postawić sobie ważnych pytań o sens życia, cierpienia, tajemnicę śmierci. Nawet nie chce myśleć o małżeństwie trwałym i wiernym. Nie umie się już modlić, bo wtedy musiałby zacząć myśleć inaczej o świecie i Bogu, wejść w głąb swej duszy. Piotruś Pan żyje chwilą, a swoje sumienie zdusił tłumaczeniem, że „wszyscy tak żyją”.

Ta niedojrzałość dotknęła wielu z nas, chrześcijan. Jest ona także udawaniem, że wszystko jest w porządku, bo przecież mamy jeszcze ludzi w kościołach, bo ciągle się spowiadają, chrzczą dzieci i zawierają małżeństwa. Niedojrzałość nas, katolików, to zamykanie oczu na to, że tracimy młodych, którzy nie chcą szukać swojej drogi wiary i modlitwy, nie interesują się katechezą i wartościami, a wielu z nich, zwiedzionych przez iluzje świata, wybiera drogę niedorastania, pozostania Piotrusiem Panem. Nasza niedojrzałość to uciekanie do myślenia, że dawniej było lepiej, dlatego nie zmieniajmy nic z naszych utartych schematów myślenia i działania duszpasterskiego. Syndrom Piotrusia Pana paraliżuje nierzadko nasze wspólnoty parafialne i zakonne, bo boimy się zaufać w to, że bez wzrostu, bez pójścia naprzód tak naprawdę cofamy się w wierze.

Kochani! Boże Narodzenie to czas powrotu do realizmu i zerwania z baśnią o niedojrzałym Piotrusiu Panie, symbolu naszych pogmatwanych czasów. Tak, Chrystus Pan przychodzi do nas także jako Dziecko. On pokazuje nam jednak, że człowiek nie powinien zatrzymać się na dzieciństwie, ma bowiem wzrastać, dorastać, by świadomie współpracować z Bogiem, z innymi ludźmi, ze społeczeństwem. Naszym zadaniem jest przekraczanie kolejnych granic, wchodzenie w dorosłość, która nie polega na banalnej stagnacji, ale na stawianiu wyzwań i realizowaniu ich. Chrześcijanin to człowiek drogi, twórczego niepokoju, poszukiwania. Chrześcijanin żyje i działa jak Święta Rodzina, która najpiękniejszą chwilę, związaną z narodzinami nowego życia, przeżyła w czasie wędrówki. Tak też zachowali się pasterze, którzy nie zlekceważyli wezwania anioła, ale „mówili między sobą: «Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, co się tam zdarzyło i o czym nam Pan oznajmił»” (Łk 2,15).

W przeczytanej przed chwilą Ewangelii obserwujemy ciągły ruch. W historii z Betlejem nie ma udawania, uciekania albo zaklinania rzeczywistości, szukania zabawy i taniej pociechy. Boże Narodzenie to próba dojrzałości dla Maryi i Józefa, dla pasterzy i Mędrców, dla Heroda i innych mieszkańców Judei.

Jeśli chcemy wyjść z obecnego kryzysu niedojrzałości, jeśli chcemy na nowo wrócić do świata, w którym będzie harmonijnie ułożony porządek wzrastania: od dzieciństwa, przez dorosłość ku starości, to potrzebujemy powrotu – jak twierdzi cytowany ks. Matteo – do „chrześcijaństwa łagodności, umiarkowania”, do pełnej dojrzałości i odpowiedzialności za innych. Dziś nie możemy już uważać, że można być chrześcijanami tak, jak byliśmy nimi zawsze, bo byłoby to znowu oznaką naszej niedojrzałości. Chrześcijanin to człowiek, dla którego czas jest wyzwaniem, by iść dalej, wychodzić z ciasnego podwórka Piotrusia Pana i dawać siebie, swoje siły i pomysły dla innych.

Tej nocy, Kochani Bracia i Siostry, dla nas, tu obecnych, było oczywiste, żeby przyjść do prawdziwego światła, które jaśnieje z betlejemskiej groty. W historii ludzie na różne sposoby próbowali ukazać narodziny Boga w Betlejem. Malowano więc stajnię betlejemską, szopę albo inne wizerunki Zbawiciela, który zstąpił na ziemię wśród zwierząt, aniołów i pasterzy. Od połowy XV w. rozpowszechniono motyw narodzin Jezusa wśród ruin. Wśród ruin artyści umieszczali żłóbek i nowo narodzonego Zbawiciela świata. Nawiązywali w ten sposób do słów proroków, opisujących zniszczone królestwo Dawida, przodka przychodzącego Mesjasza. Prorok Amos pisał o odnowie, którą przyniesie ów Mesjasz: „W tym dniu podniosę szałas Dawidowy, który upada, zamuruję jego szczeliny, ruiny jego podźwignę i jak za dawnych dni go zbuduję […]” (Am 9,11).

Narodzony w Betlejem Jezus przynosi nową nadzieję dla upadłego, zrujnowanego świata. On przyniósł tę nadzieję prostym pasterzom, których w ówczesnym społeczeństwie żydowskim nikt nie chciał słuchać. On tę nadzieję dał trzem Mędrcom, którzy nie ustawali w poszukiwaniu prawdy. Chrystus przynosi tę nadzieję również i nam, gdy świat wokół nas wydaje się być ruiną, bo na pierwszy rzut oka niewiele w nim znaków dobra i piękna. Narodziny naszego Pana to czas prawdziwego odkrywania, że nawet wśród największych ciemności i cierpienia, wśród niewiary i bezsensu jest nadzieja – prawdziwa i niebanalna. On – Mesjasz z Betlejem jest tą nadzieją!

Św. Augustyn, mój ulubiony autor, w jednym z kazań napisał: „Ten, który leżał w żłobie, osłabł, ale nie stracił mocy: przyjął, kim nie jest, ale pozostał tym, kim był. Oto mamy przed sobą Dziecię – Chrystusa: rośnijmy razem z Nim!” („Sermo” 196, 3). Niech to Boże Narodzenie, Bracia i Siostry, wyzwoli nas z niemocy i niedojrzałości. Niech Pan rośnie wraz z nami ku pełni życia i dojrzałości. Tego życzę Wam, Kochani, na ten święty czas: Rośnijmy wraz z Nim! Amen.